Teutoński Instytut Historii, Srebrny Róg, Marchia Teutońska
 

 
 
 
 
Prace
 

 


Sprawa czarownic

Sprawa czarownic w nowożytnej Teutonii

Czarownicy i czarownice "zażywają sadła z dzieci małych, przed chrztem podduszonych. Może czarownik czarta mocą niektóre osoby tak oziębić, ze wcale płodu nie będą sposobne. Mogą pobudzić burze, błyskawice, pioruny, grady, deszcze wielkie powietrze uczynić smrodliwe i zarażające". Dzisiaj takie oskarżenia wywołałyby jedynie ciekawość, lub pusty śmiech, natomiast dla mieszkańców Teutonów przed trzystu laty miało zupełnie inny wydźwięk. Wówczas oskarżenie o czary stawało się powodem do niepokoju i strachu przed nieznajomymi. Ponura rzeczywistość czasu wojen, grabieży, chorób i nieszczęść sprzyjała psychozie leku, a na stosy zapędzano trudna do oszacowania liczbę ofiar.

Już pomówienie o czary było w zasadzie wyrokiem śmierci, ponieważ stosowane w dochodzeniu metody w znacznej mierze wykluczały uniewinnienie. Choć wiara w destrukcyjna działalność szatana nie była niczym nowym na Teutonach podobnie jak w całym ówczesnym świecie liczba procesów czarownic wzrosła dopiero w wieku XVI, a polowanie na nie trwało przez najbliższe stulecie. Na podatny grunt trafiły pomysły "Młotu na czarownice", swoistego podręcznika na temat walki z domniemanymi służebniczkami szatana. Do ścigania czarownic zaangażowano administracje państwową, a procesy wspólniczek diabla i płonące stosy stały się w XVI wieku niemal codziennością.

Jeden z pierwszych odnotowanych wyroków śmierci na czarownice wydano w 1504 w Zielnymborze. Na stos powędrowała wówczas Bogu ducha winna kobieta, która oskarżono o spowodowanie niepowodzeń finansowych okolicznych producentów piwa. Ostatni producentów Teutonii proces czarownic odbył się, w 1771, choć ślady samosądów na wiedźmach znajdowano jeszcze nawet do końca XVIII wieku. Ofiarami podejrzeń padały zazwyczaj kobiety ubogie - wędrujące po wsiach żebraczki i prostytutki. Dogodnym obiektem pomówień były zielarki żyjące w odosobnieniu, otoczone eliksirami, maściami i podejrzanymi medykamentami. Zagubione przed obliczem sądu , zastraszone i nie umiejące się bronić często przyznawały się do zarzucanych im praktyk.

Aby uwzględnić możliwość pomyłki sąd stosował odpowiednia procedurę: była nią próba ognia, wody, łez oraz tzw. ważenie czarownic. Procedury te miały źródło w praktykowanej w średniowieczu zasadzie sądów Bożych, z pozoru nieszkodliwe, zazwyczaj doprowadzamy niewinne ofiary na stos. W Teutonii popularna metodą sprawdzania wiarygodności zarzutów była próba wody. Dla zbadania, czy oskarżona naprawdę współpracuje z szatanem, wiązano ja w odpowiedni sposób a następnie spuszczano do wody. Jeśli nie zanurzyła się natychmiast był to wystarczający dowód winy i początek właściwego procesu. Przy okazji cały ceremoniał stanowił nie lada atrakcje dla mieszkańców najbliższej okolicy.

"Wspólniczki diabła" oskarżano z reguły o spowodowanie choroby, śmierci, ściągnięcie pomoru na bydło oraz ingerowanie w związki małżeńskie. Czarownice za pomocą magii miały jakoby powodować impotencję (ten prosty zabieg sprowadzał się do zawiązaniu supła na odzieży), a przez rzucenie uroku kierowanie ludzkimi uczuciami. Miłość i namiętność stały się w 1720 przyczyną nieszczęścia nijakiej Zelmiry z Aigues Mortes, która rzekomo doprowadziła do rozbicia małżeństwa swojego dziedzica. W trakcie procesu złamana torturami kobieta przyznała się do stawianych zarzutów, a nawet do wielu innych zbrodni, których początkowo nie zawierał akt oskarżenia.

Uwięzione kobiety trzymano w drewnianych beczkach lub dybach, co miało je odizolować od ziemi, z której czerpały diabelska potęgę i silę. Sam proces miął zazwyczaj podobny przebieg: po rozebraniu oskarżonej do naga następowała łagodna perswazja . Gdy nie przyniosła efektów kobietę poddawano torturom. Tu szczególnie skuteczne okazywały się: rozciąganie ciała, przypalanie, wlewanie do ust ogromnej ilości wody oraz ubieranie tzw. Buta, czyli żelaznej prasy , zaopatrzonej w kolce do miażdżenia kończyn. Efektem "badania" było prawie zawsze przyznanie się do winy, po czym "czarownica" trafiała na stos. W otoczeniu żądnej sensacji gawiedzi następował ostatni akt dramatu - publiczne spalenie. Jedynie nieliczne skazane dostępowały uprzednio "zaszczytu" ścięcia mieczem. W płomieniach ginęły często kobiety chore psychicznie, bo szaleństwo w powszechnym przekonaniu stanowiło dowód opętania. Według ówczesnych mniemań wspólników diabla łatwo można było rozpoznać: uważano, że pozostający w mocy czarta "nie chcieli jeść koźlęciny przez 30 dni, zgrzytali zębami jak psy wściekłe, a od niektórych wychodził zimny wiatr. Opinie te sięgały korzeniami czasów pogańskich - ówczesnych wyobrażeń o demonach oraz ich wpływie na życie codzienne. Ludowe opowieści pełne są opisów szatana i jego wspólników.

 
Copyright by TIH (c) | Design by Graybox.pl